Archiwum

Posts Tagged ‘Krzysztof Dracz’

O ekonomii pańszczyzny i szubienicy – Strzępka/Demirski budzą „oburzonych” potomków Jakuba Szeli

„Zastanawiałeś się nad tym, co byś zrobił mając do dyspozycji cały dzień? 24 godziny, by dzielić prawo od Wiednia do Lwowa?” – mniej więcej tak Paweł Demirski głosem Jakuba Szeli spina swój najnowszy spektakl „W imię Jakuba S.” wyreżyserowany przez Monikę Strzępkę, a co pomiędzy? O tym poniżej.

Duet Strzępka/Demirski od dobrych kilku lat tworzą ostry, przepełniony zajadliwą satyrą teatr polityczny, kąsający nasz narodowy kołtun, podgryzając go od strony: mniejszości seksualnych („Tęczowa trybuna”), martyrologii wojennej („Niech żyje wojna!”), konsumpcjonizmu („Śmierć podatnika”) czy podziałów a’la III RP na czerwonych, czarnych, katoli i resztę („Był sobie Polak, Polak, Polak i Diabeł”).

Wywodzący się z artystycznej niszy mimowolnie skonsumowali się i nawet performance w stylu dres Strzępki na gali Paszportów Polityki tej transgresji nie powstrzyma. Dobrze to czy źle, nie miejsce na to. Grunt, że swoją niebanalną sztuką docierają, podgryzając sumienia, tzw. nowej klasy średniej, policzkując tychże przywoływaniem upiora Jakuba Szeli. Wszak ekonomia, choć jej nie lubimy, opiera się na dwóch mocnych filarach: pańszczyźnie i szubienicy. Konsumuj skurwysynie albo giń!

Nawiasem mówiąc, symptomatycznym jest fakt, ze Strzępka/Demirski (S/D), obok Klaty, Kleczewskiej czy Zadary należą do charakterystycznego nurtu „urodzonych w drugiej połowy lat 70.”, tworzących zaangażowany społecznie i politycznie teatr, odważnie dyskutujący z rzeczywistością. Przeciwieństwem wydaje się pokolenie lat 80., jak chociażby Garbaczewski, który w wywiadzie dla „Polityki”, wskazuje nowe trajektorie rozwoju teatru bliższe dekonstrukcji duszy, relacji międzyludzkich czy intymności spotkania twórcy i aktorów.

Styl S/D od kilku lat to wybuchowa (dosłownie) mieszanka groteski, tragifarsy, musicalu, slapstick’u czy performance’u, podlanych pastiszowym sosem z ironii w nieustannej walce z Formą i Tradycją.

Od zawsze fascynuje mnie publika, która przychodzi na spektakle. Chyba na równi z samym spektaklem. Inna sprawa, że wypatruję w tłumie ładne kobiety (dzisiaj niestety opieszałość klienta marketu Opera przy Świętokrzyskiej [wsadź sobie ten Ciociosan;)))] spowodowała, że mój pościg i usiłowanie w zamiarze bezpośrednim przeprowadzenia small talk’u z pewną młodą damą, która siedziała pode mną w drugiej części spektaklu zakończył się usiłowaniem nieudolnym w zamiarze ewentualnym. Utknąwszy w kolejce za konsumpcją przegrałem walkę o czyn! – Btw. ładne nawiązanie do „Wyzwolenia” wg Wyspiańskiego wyszło, notabene granego na deskach Teatru na Woli, byłem, widziałem, polecam) (Edit: Ów młodą damę o imieniu Iza spotkałem po blisko miesiącu, we wspomnianym Teatrze na Woli, tak, tak nie ma przypadków, są co najwyżej nieokreślone ciągi przyczynowo-skutkowe, ale potem znów zniknęła;))

Wracając, w tłumie rzecz jasna przekrój społeczny warszaffki, kilkoro robotników sztuki, sporo wyrobników agencji kreatywnych, dr Agnieszka Graff, Krzysztof Stroiński i moja ulubiona specjalistka od polityk publicznych, która zmasakrowała ostatnio raport mojej grupy warsztatowej. W sumie spotkanie swojego, de facto adwersarza, w takim miejscu jak teatr musiało wzbudzić jej niepokój;) A niech ją widły Szeli …

Pytania co myśleli, co czuli, co zrobili po wyjściu ze spektaklu? Czy potraktowali to jako dwie i pół godziny egzorcyzmów, po których można bezwiednie zamówić kawę w Starbucksie i porechotać się jaki to kapitalizm jest zajebisty, no przecież możemy napić się fair trade’owej kawy a’la Starfucks Inc., a potem wrócić do naszego M3, które będziemy spłacać przez kolejne 35 lat, oddając kutasom w garniturach drugie tyle w formie odsetek i spreadów?

Śmiem twierdzić, że dla wielu ten spektakl to było lekkie łechtanie sumień, wbrew pewnie nieco-naiwnym próbom S/D, którym mógłby się marzyć teatr polityczny, przenoszący się na ulice wraz z protestującymi oburzonymi czy anty-ACTA. „Znajdź w tym tłumie kogoś, uderz go w twarz, otwartą dłonią, by zabolało, ale nie złamało nosa”.

„Ofiarą” rewanżystowskiej fabuły padają kredyty hipoteczne, umowy śmieciowe („umowa o dzieło, ja rozumiem, że antysystemowość się sprzedaje, ale musicie być bardziej antysystemowi, by lepiej zarabiać”); wczasy w Egipcie, na które wszystkich będzie stać (dopóki Bracia Muzułmanie nie zamkną oaz rozpusty nad Morzem Czerwonym), wąsate wczasy z własnym alkoholem i żarciem oraz polskie chamstwo i opilstwo, które S/D wyprowadzają od prymitywnych, ulegających manipulacjom chłopów.

Wydaje się, że teza o chłopsko-chamskich fundamentach współczesnej Polski, szczególnie odczytywana w kontekście świetnej płyty R.U.T.A. ” Gore – Pieśni buntu i niedoli XV — XX w.”, bardzo mocno nakierowuje widza na próbę dekonstrukcji praktykowanego przez lata wyparcia i próby budowy nowoczesnego społeczeństwa w oparciu o tradycje szlacheckie, która jako klasa stanowiła może 10% społeczeństwa I RP. Ta prosta teza, wraz z retorycznym pytaniem, dlaczego w Polsce nie świętuje się dnia zniesienia pańszczyzny jako aktu założycielskiego nowoczesnego, de facto, społeczeństwa pozostaje otwartym.

Wartym docenienia jest również umiejętne wplecenie piosenkowych przerywników, w tym świetnie wplecione „Ederlezi” Bregovica, złowieszczo melodeklamowane przez Krzysztofa Dracza/Szelę „Gniew się rodzi, rząd truchleje” czy „W południe” Kazimierza Grześkowiaka, znane m.in. z wykonań Kazika Staszewskiego oraz udane nawiązania do „Śmierci komiwojażera” poprzez wprowadzenie postaci Willy’ego Loomana.

Wspomniany Krzysztof Dracz w roli Jakuba Szeli to absolutna perełka, mocna, wyrachowana kreacja, przykuwająca uwagę i w jakiś sposób uwodząca (coś a’la Anthony Hopkins w wiadomym filmie), natomiast u S/D „gra” całość, bardzo trudno o indywidualne wyróżnienia aktorskie, spośród świetnego zespołu Teatru Dramatycznego.

Na koniec niejako, S/D weszli, czy tego chcą, czy nie, do teatralnego mainstreamu, co wcale nie osłabiło ostrza ich satyry, a ukąszenia wciąż są równie precyzyjne co na swój sposób bolesne.

Biletów na warszawskie spektakle jutro i pojutrze już pewnie nie ma, kolejne pokazy to Teatr Łaźnia Nowa w Krakowie w marcu, ale jeśli tylko dowiesz się, że grają znów w Warszawie to przybywaj do PKiNu.

A na koniec, wiedz, że coś się dzieje, bo Jakub Szela był widziany w Jankach … tak, tak tych pod Warszawą, największy oburzony XIX wiecznej Galicji się zbliża.

PS. Na marginesie polecam ciekawe rozważania: „Chłopowiązałka”, „Chłopomania” oraz „Jesteśmy w momencie przedrewolucyjnym