Strona główna > Felietony > Czarna pyra czyli jak udławić studenta szneką z glancem

Czarna pyra czyli jak udławić studenta szneką z glancem

Absolutnie nie czuję się specjalistą od social media, spraw PR czy tym bardziej zagadnień lingwistycznych, lecz „odkrycie” nowego/starego „pomysłu” miasta know-how przyprawia mnie co najmniej o soczyste „kurwa mać”, które samo chce się cisnąć na usta.

Swego czasu „specjaliści” od marketingu postanowili z(a/nie)chęcić studentów do wyboru Poznaniu jako miejsca swojej edukacji. 6 lat temu mnie nikt nie musiał przekonywać, bo Poznań był mi najbliższy komunikacyjnie i regionalnie, choć o mały włos tudzież jeden krok mogłem wylądować we Wrocławiu, ale nie wylądowałem.

Na kampanię składały się spoty reklamowe, które „podziwiać” można na jutjubie oraz strona internetowa, której adres to http://www.studiujwpoznaniu.pl. Nie ma się co łudzić strona nie działa, zatem okrzyk „usability głupcze” byłby tylko głosem wołającego na puszczy. Ciekawe czy ta strona kiedykolwiek funkcjonowała? Od biedy można rzucić okiem tutaj, ale to raczej ślepa uliczka. Pomysły były już swego czasu krytykowane.

To co mnie zatrwożyło we wspomnianych filmikach to nieudolne naśladowanie poznańskiej gwary.
Przykład pierwszy Na girkach się gibają. Jakie studenciaki (ja rozumiem, że po warsiasku to można sufiks „-ak” dowolnie wykorzystywać: Gibalak, Wiatrak, Wileniak, Poniatoszczak, etc.), w tym przypadku Stary Marych mógłby co najwięcej o jakiś sztudentach, szczunach napomnknąć;)

Przykład drugi: Jestem jak skała

Przykład trzeci: Trzeba mieć ambicję

Jak już ktoś uzurpuje sobie prawo naśladować jakąkolwiek gwarę: czy to warszawską (nie musi być wcale Wiechem czy Grzesiukiem), czy to poznańską (nie musi być tu wcale Marianem Pogaszem aka Starym Marychem), ale na litość boską niech to będzie spójne!

Poznańskie blubry to coś unikatowego, sam się łapię po przeprowadzce do Warszawie jak to zakluczam drzwi, odbijam bilet, robię wyro albo lubię mój fyrtel. Moja lektorka z języka niemieckiego wręcz wprost oznajmiła: „Pan to z poznańskiego to z mlekiem matki wyssał język niemiecki”.

Oczywiście poczytuję też Wiecha „Cafe pod Minogą”, Grzesiuka czy Tyrmanda i nierzadko mijam Wileniak, wiem gdzie jest Gibalak, czasem pijam herbatkie, zjadam bułkie, za którą czasem zapłacę i zlotówkie, a zdarza się wysiąść na placu Wilsona (żadnego tam łilsona!). Z pewnością warszawska gwara (dzielnicowa, przestępcza, etc.) przetrwała raczej w nielicznych zakamarkach i kwadratach Pragi, Szmulek, Grochowa, jednak ma, jak wskazałem wyżej, całkiem przyzwoity portret literacki. Poznaniak (choć pewnie bardziej i to w dodatku przez małe „p”: poznańczyk) musi się niestety ograniczyć do Blubrów starego Marycha, klasycznej audycji nadawanej przed laty w Radiu Merkury. Zresztą wystarczy posłuchać, toż to czysta poezja:)))) A przygoda pociągowa na trasie Warszawa-Poznań „Szpyciate godanie” to jakże mi bliska historia z każdo-piątkowych podróży na zachód, gdy za Strzałkowem serce bije szybciej ku Europie;)

Blubry Starego Marycha z niesamowitą kreacją Mariana Pogasza:
Szpyciate godanie
Nowy lokator
Imieniny
Grzybobranie
Wycieczka

Kategorie:Felietony
  1. Brak komentarzy.
  1. No trackbacks yet.

Dodaj komentarz